Eucharystyczny savoir-vivre katolika

Zanim się rozpocznie Msza Święta

A najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: gdzie, po co i do Kogo idę, wybierając się „do kościoła”.
To wcale nie jest takie oczywiste! Dziecko idzie na Mszę św., bo go rodzice prowadzą lub każą mu iść samemu. Ale gdy temu małemu chrześcijaninowi zabraknie najgłębszej motywacji, wynikającej nie tyle z poczucia obowiązku, ile z wiary i miłości ku Bogu – może przyjść moment, w którym młody człowiek wprawdzie wyjdzie z domu w kierunku świątyni, ale do niej ostatecznie nie dotrze.

Z kolei dorosłym grozi w traktowaniu obowiązku udziału w niedzielnej czy świątecznej Eucharystii jako „przyzwyczajenia socjologicznego” lub jedynie hołdowanie tradycji – oczywiście o ile nic „ciekawszego” nie stanie na drodze (goście, niedzielne zakupy, wy cieczki, program telewizyjny itp.) lub nie sparaliżuje lenistwo (o wpływie pogody na frekwencję już nie wspominając).

Po latach katechizacji i katolickiego wychowania w rodzinie, po kongresach eucharystycznych, niezliczonych kazaniach, lekturach, dokumentach Kościoła, przykładach życia ludzi świętych – musi się wreszcie zrodzić w człowieku wierzącym świadomość, że idąc na Mszę św., weźmie udział w najważniejszym i najświętszym na ziemi Spotkaniu z Panem i Odkupicielem we wspólnocie żywego Kościoła. Chrześcijanin chce w Eucharystii uczestniczyć czynnie: słuchając Słowa Bożego, włączając się w Ofiarę Chrystusa, przyjmując Jego Ciało i Krew w Komunii św. i włączając się w dostępny mu sposób w życie społeczności Kościoła lokalnego (parafii).
Moje rozumowanie jest proste: idę na Mszę św. – bo muszę. A muszę – bo chcę. A chcę – bo kocham!
Z takiej świadomości wynika wszystko inne jako naturalna konsekwencja życia w pełni chrześcijańskiego. Na jakim fundamencie stoi zatem Twoja pobożność eucharystyczna?

Bardzo wielu z nas nie ma już „zielonego pojęcia”, jak należy ubrać się do kościoła, choć liczymy się z tym bardzo w innych miejscach.
Tymczasem nie każdy strój się nadaje na Mszę św., celebrację sakramentów św., na nabożeństwa i inne uroczystości religijne (np. pogrzeb, pielgrzymka, procesja). Wyczucie w tej materii jest aktualnie wyjątkowo zachwiane (moda, wygoda, bezmyślność, próżność, przekora, przewrotność…?). Ciekawe, że np. we Włoszech przed świątyniami stoi „straż świątynna”, upominająca się o godziwy przyodziewek wchodzących do miejsc świętych pielgrzymów, a nawet turystów. Sprawa nie dotyczy tylko kobiet (choć ich przede wszystkim) i nie kończy się z upływem pory letniej.

Nadmierne strojenie się bywa nie tylko zgorszeniem i jest w stanie rozproszyć uwagę zebranych na modlitwie, ale nawet jest czasem przyczyną rezygnacji z pójścia na nabożeństwo przez ludzi ubogich, którzy przez brak wykwintnego stroju czują się „gorsi” we wspólnocie. Tak więc problem godnego, odpowiedniego stroju „do kościoła” nie jest tylko prywatną sprawą poszczególnych osób i – jak wszystkie postawy – domaga się wychowania od najmłodszych lat. Najprostszą zasadą byłoby przy wyborze ubioru uświadomienie sobie, że pójście na modlitwę należy potraktować tak, jak każdą wizytę oficjalną, podczas której nastąpi spotkanie z Kimś dla nas Najważniejszym.
Może to kogoś zdziwi, ale dodam jeszcze uwagę, że nasi bliźni mają także nosy i zmysł powonienia (o alergiach już nie wspominając), co może skutecznie utrudnić skupienie na modlitwie otoczeniu; stąd warto swoje ubranie przed wyjściem z domu… powąchać!

ks. Aleksander Radecki