List Rektora
Wyższego Seminarium Duchownego
na Niedzielę Dobrego Pasterza 2019 roku
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Niedziela Dobrego Pasterza, którą dziś obchodzimy, uświadamia wszystkim wyznawcom Chrystusa, że wydarzenie Zmartwychwstania naszego Pana nie jest przeszłością. Rezurekcyjna radość Kościoła nigdy się nie kończy, jest trwała i żadna siła zewnętrzna nie może jej zniszczyć. Zmartwychwstały Chrystus żyje w swoim Kościele i nim kieruje jako Pasterz, Przewodnik i Przyjaciel, jako Ten, który daje swoim uczniom życie wieczne. Więź Dobrego Pasterza z uczniami nie jest zwyczajną znajomością, zależną od czyjegoś nastroju czy zewnętrznych okoliczności. Pomimo nieustannego błądzenia owiec, jest ona trwała i nierozerwalna, dlatego Jezus mówi: nikt nie wyrwie ich z mojej ręki (J 10,28).
Wspólnota Kościoła jest jedynym środowiskiem, w którym ta więź może się rodzić, wzrastać i dojrzewać. Wszelkie duchowe dobra otrzymujemy bowiem w Kościele i za Jego pośrednictwem. Nie wynika to z jakiejś uzurpacji duszpasterzy, ale z woli Tego, który założył Kościół, który żyje w swoim Kościele i który tym Kościołem kieruje – Jezusa Chrystusa. On jako jedyny daje życie wieczne, a misję udostępnienia światu tego życia i aplikowania go we wszystkich kulturach powierzył swojej owczarni. Ta misja urzeczywistnia się we władzy „związywania i rozwiązywania” jaką otrzymał Piotr (por. Mt 16,19). To właśnie do niego i do pozostałych apostołów zwrócił się Jezus w słowach: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi. (Łk 10,16). Dwa wieki później prawdę o misji Kościoła wyraził męczennik i apologeta św. Cyprian mówiąc: Nie może mieć Boga za ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę.
Dzisiejsze czytanie z Dziejów Apostolskich ukazuje Pawła i Barnabę, którzy tę misję rozumieją nie jako przywilej, ale raczej jako wezwanie do głoszenia Jezusa Chrystusa. Z tego głoszenia rodzi się wiara, a z wiary prawdziwe życie w Chrystusie. Kiedy Paweł stawał wraz Barnabą wobec wielkiego tłumu w Antiochii Pizydyjskiej, z pewnością żyło w jego pamięci to niezwykłe spotkanie spod Damaszku. Było to spotkanie z Jezusem Chrystusem, jedyne i wyjątkowe. Wtedy Paweł zrozumiał, że prześladując Kościół, prześladuje samego Chrystusa. W wyniku tego spotkania umarł Szaweł, a narodził się Paweł. Ambitny żydowski młodzieniec spotkał się z rzeczywistością, która przemieniła całe jego życie. Kiedy upadł na piaszczystą drogę pod Damaszkiem, upadły razem z nim jego życiowe plany, ambicje i marzenia. Chociaż na pewien czas utracił wzrok, ukazał się przed nim nowy, nieznany horyzont. Ta nowa perspektywa, którą nazywamy powołaniem, sprawiła, że wszystkie inne życiowe plany przestały się liczyć. Pozostał tylko jeden: głosić Chrystusa Zmartwychwstałego. To powołanie przyprowadziło Pawła także do Antiochii.
Logika powołania nie polega na wyborze najlepszych. Nie przypomina castingu ani konkursu. Jest raczej poddaniem się wewnętrznemu pragnieniu, którego nie rozumiemy i łasce, na którą nie zasługujemy. Jezus, Dobry Pasterz powołuje i posyła tych, których sam wybrał, aby Go reprezentowali i troszczyli się o wspólnotę Kościoła, aby sprawowali sakramenty i głosili Ewangelię. Staje się to w pełni owocne i skuteczne, tylko wtedy, kiedy powołani całym swoim życiem upodobnią się do jedynego Pasterza. Życie w Chrystusie może bowiem przekazywać tylko ten, kto sam je posiada; ten, kto jak Paweł Apostoł może powiedzieć: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,20). Jeśli Jezus dzisiaj nieprzerwanie powołuje młodych ludzi, porusza ich serca, napełnia odwagą i uzdalnia do poświęcenia, świadczy to o tym, że Kościół żyje i jest wciąż młody. Oznacza to, że Dobry Pasterz nieustannie troszczy się o swoją owczarnię, a życie łaski jest w Kościele przekazywane w obfitości. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć odważne decyzje młodych ludzi, którzy wbrew ideologii sukcesu, idą za głosem Chrystusa.
Szczegółowa relacja z działalności Pawła i Barnaby podkreśla ważny element towarzyszący misji osoby powołanej. Jest nim konfrontacja z oporem tych, którzy odrzucają Ewangelię. Dzieje Apostolskie relacjonują, że Żydzi podburzyli pobożne a wpływowe kobiety i znaczniejszych obywateli, wywołali prześladowanie Pawła i Barnaby (Dz 13, 50). Apostoł Narodów doskonale poznał smak prześladowania, odrzucenia i wygnania. Wierność powołaniu nigdy nie jest podążaniem z głównym nurtem. Nie ma nic wspólnego z powszechną aprobatą i błyskiem fleszy. Jest to raczej droga sprzeciwu i wędrówka pod prąd. Wiążę się z narażaniem się „znaczniejszym obywatelom” i wpływowym środowiskom. Czyż nie jest tak, że opinia publiczna i społeczne poparcie stają się w dzisiejszych czasach czymś w rodzaju dyktatury? Strach przed utratą tej przychylności i odtrąceniem jest dla niejednego chrześcijanina tym, co zniechęca do bycia autentycznym świadkiem wiary.
Tego rodzaju presja, a niekiedy nawet lęk przed stygmatyzacją jest poważną przeszkodą, jaką musi pokonać młody człowiek słyszący głos powołania kapłańskiego. Tę presję utrwala sposób mówienia o Kościele, charakterystyczny dla środowisk liberalnych. Jest to zazwyczaj narracja przepojona niechęcią, skupiona na ludzkich ułomnościach i pozbawiona spojrzenia nadprzyrodzonego. Odnosi się wrażenie, że opisywanie owczarni Chrystusowej przez pryzmat owiec chorych i pasterzy upadłych zmierzać ma do utożsamia wiary katolickiej i kapłaństwa z wszelkimi możliwymi patologiami. Już w czasach rzymskich poganie oskarżali chrześcijan o nienawiść do rodzaju ludzkiego (odium humani generis) i najcięższe przestępstwa. Czynili to rzekomo w trosce o porządek społeczny. Krytyczny odbiorca odnosi wrażenie, że współczesny przekaz medialny nie zawsze ma na celu eliminację zła moralnego, które w wielu sytuacjach jest ewidentne, ale raczej wywołanie i utrwalenie negatywnych skojarzeń z działalnością Kościoła i zakwestionowanie jego posłannictwa. W tym celu nieustannie wytwarza się presję, aby Kościół bez końca przepraszał za winy i rozliczał się z przeszłością, by dyskutował o skandalach i tłumaczył się z ludzkich upadków.
A jednak w centrum całej działalności i misji Kościoła nie są grzechy jednostek, ale Dobra Nowina o zbawieniu człowieka. Dobro, jakie dokonuje się w Chrystusowej owczarni na całym świecie jest nieporównywalnie większe niż skażenie ludzką niegodziwością. Ofiarna posługa duchownych i świeckich, sióstr zakonnych, misjonarzy i wolontariuszy, działalność ewangelizacyjna i charytatywna ruchów, stowarzyszeń i grup apostolskich jest i będzie chlebem powszednim Ludu Bożego. Warto o tym pamiętać w kształtowaniu własnej identyfikacji z Kościołem, który jest Matką. Sposób postrzegania Kościoła i mówienia o nim znacząco zależy od tego, czy opisujemy go z perspektywy podejrzliwego obserwatora czy aktywnego członka tej wspólnoty. Bo kto lepiej zna Kościół? Ten, który jest ateistą lub apostatą? Czy chrześcijanin, który żyje w łasce i napełnia się Duchem Świętym? Jeśli porównamy wspólnotę wierzących do domu, łatwo zauważymy, że pełniejszą prawdę o życiu domowników posiada ten, kto w nim mieszka, a nie ten, kto zagląda przez uchylone drzwi.
Doświadczenie Kościoła jako tętniącego życiem domu, skłania do troski o niego. Przejawem odpowiedzialnego zatroskania jest zaangażowanie w to życie i dbałość o wspólne dobro, zwłaszcza jeśli niektóre jego aspekty chcielibyśmy ulepszyć. Znakiem tej odpowiedzialności jest m.in. troska o powołania. Nieocenioną rolę pełnią w tym względzie małe grupy i wspólnoty działające w Kościele. Pozwalają one doświadczyć lepiej i w sposób bardziej wyraźny, czym jest żywy Kościół i wspólne przeżywanie wiary w Chrystusa. To małe wspólnoty są niejednokrotnie miejscem, gdzie młody człowiek rozpoznaje własne powołanie. Doświadczenie otrzymanego dobra, spotkanie z człowiekiem poszukującym prawdy, dzielenie się własnym świadectwem, szacunek wobec kapłanów, wrażliwość na sprawy duchowe są glebą, na której powołanie może kiełkować i wzrastać. Od tego jaką atmosferę tworzymy w naszym środowisku, jakie wartości promujemy, zależy to, czy zalążek powołania rozwinie się w młodym człowieku, czy też zostanie stłumiony zgiełkiem, złośliwymi komentarzami, niezbyt mądrą krytyką. To ilu powołanych odpowie pozytywnie Bogu, zależy w jakiejś mierze od tego, z jakim szacunkiem wierni mówią o Kościele, jak się angażują w życie parafii, którym mediom wierzą, jakimi treściami się karmią. Osoby powołane mają prawo oczekiwać od wspólnoty tego, co ofiarowali swoim uczniom Paweł i Barnaba, którzy w rozmowie starali się zachęcić ich do wytrwania w łasce Boga (Dz 13, 43). W największym stopniu jednak liczba powołań zależy od naszej modlitwy.
Wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego wyraża swoją wdzięczność wszystkim, którzy troszczą się o powołania – duszpasterzom, osobom zaangażowanym w Dzieło Duchowej Pomocy Powołanym oraz wszystkim wiernym ofiarującym swoją modlitwę, post i cierpienie. Dziękujemy za wszelką życzliwość wobec naszej seminaryjnej wspólnoty oraz za składane na jej rzecz ofiary. W każdy wtorek odwzajemniamy tę dobroć Mszą świętą oraz modlitwą różańcową w intencji dobroczyńców. Rozpoczynający się dzisiaj Tydzień Modlitw o Powołania niech będzie okazją do tego, aby jeszcze raz spojrzeć na Kościół jako nasze wspólne dobro, jako na wspólnotę, którą prowadzi jedyny Pasterz, Jezus Chrystus.
ks. dr Jarosław Przytuła
REKTOR
WYŻSZEGO SEMINARIUM DUCHOWNEGO
DIECEZJI ZAMOJSKO-LUBACZOWSKIEJ